Art Clay był już w moim posiadaniu od dawna, jako wygrana w pewnym konkursie :) Jednak nie mogłam się zabrać za wykonanie czegokolwiek ze strachu, że nic z tego ciekawego nie wyjdzie.
Strach to najczęstsze uczucie gdy przychodzi do tworzenia w jakimś drogim materiale.
Jako przygotowanie do tej pamiętnej chwili lepiłam sobie od czasu do czasu różne dziwne twory z fimo, ze średnio zadowalającym skutkiem, po prostu (może to dziwnie brzmi) brak mi cierpliwości.
Nie mniej jednak ostatnie wewnętrzne przeżycia i kryzysy polegające na strachu, że straciłam swojego artystycznego duszka, który zawsze był gdzieś w pobliżu oprowadziły mnie do stwierdzenia, że w sumie to ja już niczego się nie boję.
Tak o to z magicznej, zakurzonej szkatuły tudzież Tupperware'a wyciągnęłam ten drogocenny kruszec w postaci papki z wielką nadzieją na stworzenie czegoś magicznego...
Oczywiście z typowo dla mnie chęcią błądzenia po omacku nie szukałam żadnych tutoriali, wskazówek itp. Ograniczyłam się jedynie do ulotki załączonej do Art-Clay'a. Postanowiłam zrobić pierścień, wg. projektu, który narodził się przy oglądaniu mojej ukochanej kolekcji opali.
Opale jak to opale ciepła nie lubią, wiec już na sam początek postawiłam sobie schodki. Nie mogłam wypiec ich razem ze srebrem. Nawet jakbym je zabezpieczyła, opale szybko wysychają i tracą swój ogień, za żadne skarby nie można ich podgrzewać zwłaszcza do temp ok. 1000'C. Musiałam więc stworzyć pierwsze w moim życiu cargi... no i chyba z nich jestem najmniej zadowolona :( W zamyśle pierścień miał być masywny, lekko strzelisty i odrobinę orientalny i taki wyszedł. Niestety jestem średnio zadowolona zwłaszcza z powodu krzywej (ale solidnej:) oprawy środkowego czarnego opalu. Pierścień zdecydowanie lepiej prezentuje się w rzeczywistości, ba nawet się w nim chyba zakochałam i dlatego póki co popracuje jeszcze nad nim i zostanie w mojej osobistej kolekcji skarbów ... Może kiedyś, kiedy dojdę (o ile) do większej wprawy wyłupie drogocenne opale, a pierścień przetopię na coś innego.
pierścień jest uroczy:)
OdpowiedzUsuńpierwsze koty za płoty, ja bym go chyba bardziej wygładziła, żeby nabrał troszkę lekkości, ale to już moja subiektywna uwaga:)
gratuluję przełamania się,
ja może z czasem też się zabiorę za art clay
Em
Mi się podoba i to bardzo! Czarujesz dziewczyno, czarujesz!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe jest to co napisałaś. Myślę że strach przed dotknięciem drogiego materiału jest wspólny dla wielu osób na początku, ze mną jest podobnie choć o art-clay na razie nie myślę. Pierścionek natomiast podoba mi się i gdybyś tego nie napisała to nie domyśliłabym się że to twoja pierwsza praca w tej technice.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy wiesz że masz weryfikację słowną-to bardzo utrudnia wpisywanie komentarzy
OdpowiedzUsuńtworzysz przepiękną biżuterię
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu, mnie również zachwyciła ta technika, ale wiadomo jak to jest w moim przypadku- słomiany zapał... =p
OdpowiedzUsuńPierścień fantastyczny i jedyny w swoim rodzaju, więc do dzieła! Pochwal się nam kolejnymi tworkami z Art Clay Silver =D
Pozdrawiam cieplutko =}
Oj widzę że spróbowałaś z silver clay już wczesniej :D Zapomniałam zupełnie, przecież już podziwiałam ten pierścień.. ;) Jest magiczny i przecudowny i wszystkie inne mega pozytywne epitety na raz :) Gdybyś kiedyś miała ochotę na wymiankę (oczywiście nie mówię o tworach z silver clay- zdaję sobię sprawę jakie to koszty. ;)) to pisz śmiało bo ja jestem po uszy zakochana w twoich pracach :D
OdpowiedzUsuńOczywiście możemy się dogadać :)
UsuńRacja :) Póki co temat glinek metali jest zawieszony gdzieś w przestworzach, po tym pierścieniu z resztek zrobiłam jeszcze jeden (o niebo bardziej dopracowany) niestety zdjęcia nie posiadam bo zaraz po powstaniu gdzieś się zgubił :C Pewnie jakaś sroka wleciała przez okno bo innego, racjonalnego wytłumaczenia nie ma. Wiem jakie błędy popełniłam przy tym pierwszym, zdecydowanie bardziej powinnam nad nim popracować przed wypaleniem :D, a nie po.
OdpowiedzUsuń